Krzyczę w milczeniu.

"Milczenie to tekst, który niezwykle łatwo jest błędnie zinterpretować" ~ Julian Tuwim
 W tym tygodniu przeprowadziłam mały eksperyment. Polegał on na tym, że milczałam. Ale może o początku. Było to w środę, nie przyszłam na dwie pierwsze lekcje. Więc tak na prawdę miałam cztery godziny i okienko. Na każdej lekcji siadłam tak aby nie było mnie widać. Inne osoby zasłaniały mnie przed nauczycielem. 
 Przez te pięć godzin wypowiedziałam tylko dwa słowa (i były one związane z geografią). W końcu znajome podeszły do mnie po dwóch godzinach, odkąd przyszłam do szkoły. Próbowały się dowiedzieć dlaczego cały dzień milczę. I tu zaczęła się zabawa, a właściwie kalambury. Ciężko mi było przekazać czemu właściwie nic nie mówię. Wymyśliłam coś szybko na poczekaniu. 
W rzeczywistości nie chciałam się odzywać tak po prostu. Nie chciałam nic mówić - co u mnie, jakieś nowinki i ploteczki, co zadane, jak to bardzo jestem zmęczona szkołą, mimo, że jest dopiero początek roku. 
To wszystko jest męczące. Taka bezsensowna paplanina. Nic konkretnego.

"Wycofuję się z miejsc i ludzi co pewien czas.
Potrzebuję przestrzeni od świata, który jest wypełniony milionami ust, które mówią zbyt wiele, ale nigdy nie maja nic konkretnego do powiedzenia." ~Kaitlin Foster

 Ludzie boją się milczeć, ale też boją się powiedzieć, że nie chcą tej chwili milczenia. W dzisiejszych czasach wszyscy krzyczą.
Coraz częściej spotykam się z sytuacją, że żeby cokolwiek powiedzieć muszę krzyczeć. Wygląda to mnie więcej następująco: mówię i nagle ktoś chce coś dopowiedzieć, ALE zamiast poczekać aż skończę wypowiedź zaczyna mówić w tym samym czasie co ja. A żeby powiedzieć do końca to co chciałam muszę mówić o ton głośniej niż ta druga osoba, z kolei ona widząc, że ja podnoszę ton ona również tak robi. I nagle wychodzi wielki kogiel mogiel, a ja, żeby rozmawiać z kimś muszę krzyczeć. Jednak jeszcze gorsze jest to, gdy w rozmowie uczestniczą więcej niż dwie osoby. Nie dość, że jest niesamowicie głośno to ja po kilku dniach takich codziennych rozmów miałam zapalenie gardła i do dziś mam chrypę. 
 Jest to bardzo zniechęcające. Lubię rozmawiać, lubię wypowiadać się na rożne tematy, ale przez to, że wszyscy są tak głośno, a ja tak cicho jest mała szansa, że ktoś usłyszy mój słaby zachrypnięty głosik. 
 Powiem szczerze, że po takim dniu milczenia, czułam się świetnie. To trochę jak picie oczyszczającej herbaty przez kilka tygodni. Tylko w ty przypadku efekt był natychmiastowy.
 Ludzie są bardzo głośni, co chwila krzyczą, piszczą. Czasem ulega się presji i też się krzyczy. Co w moim przypadku bardzo mi nie odpowiada. Jestem cicha, mogę krzyczeć - potrzebuję tego, ale... 
WOLĘ KRZYCZEĆ W MILCZENIU

3 komentarze:

  1. Wygląda to na dosyć fajny eksperyment :) Nigdy nie próbowałam milczeć, lecz ja z reguły dużo nie mówię :p
    pozdrawiam
    Imbirkowy blog klik!

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie ten eksperyment by nie wyszedł, z natury jestem małomównym człowiekiem, który odzywa się tylko wtedy, kiedy faktycznie ma coś do powiedzenia. Nie zawsze tak było, na początku milczenie i wszechogarniająca cisza była zaporą, byle tylko nie rozmawiać z ludźmi i udawać, że kogoś lubię, później stała się moją wizytówką. Oczywiście po nawiązaniu rozmowy umiem się rozgadać, ale nigdy bez powodu. Po prostu nie odczuwam potrzeby.
    Skoro pod mim wpisem na Facebooku szukałaś czytelnika, oto jestem.
    Życzę Ci magicznego dnia,
    Kobieta Czarująca
    http://kobieta-czarujaca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo ciekawy post i bardzo życiowy...mam wrażenie, że w obecnych czasach ludzie zatracili umiejętność poprawnego sposobu komunikowania się.. czasem nie mamy jak wyrazić swoich emocji, ludzie pozbawiają nas takiej możliwość, czasem rzeczywiście lepiej jest milczeć

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Filozofie do kotleta... , Blogger