#Napiszę wam o moim życiu - Buka

 Jeszcze do niedawna byłabym zawiedziona, że do końca roku szkolnego zostało zaledwie parę tygodni. Na dzień dzisiejszy jestem na tyle zmęczona i moje bolące plecy wołają "chcemy wylegiwać się na plaży!". Niestety moje plecki muszą jeszcze trochę poczekać i wytrzymać. 
Normalnie tak bardzo bym nie narzekała, gdybym nie miała tyle na głowie. Jak wiecie brałam udział w wymianie. I gdy tylko wróciłam do szkoły zaczęło się: "masz do napisania 3 sprawdziany, wiesz o tym?", "a i jeszcze jutro jest kartkówka", "kiedy masz zamiar to napisać?". Jest męczące. Zbliża się koniec roku szkolnego, poprawianie ocen, oddawanie prac na ostatnią chwilę, żeby tylko podwyższyć ocenę. 
 Nie ma co narzekać. W tym miesiącu nie było mnie aż 16 dni w szkole. Ma to swoje plusy i minusy. W momencie, kiedy mam niezły zapiernicz, nie tylko ze szkołą, dostrzegam tylko minusy. Ale leżąc na plaży z zimną lemoniadką będę widziała same plusy mojej ciężkiej pracy.
 Przez duże napięcie i stres myślałam, że nie będę ćwiczyć na lekcjach wychowania fizycznego (w środę na zakończenie dnia mam dwie lekcje z rzędu).
Pani zaprowadziła nas pod kantorek, otworzyła drzwi i mówi: "przez 1,5 godziny macie ćwiczyć, jeśli zobaczę kogoś kto siedzi wstawię mu jedynkę". Od razu z koleżanką rzuciłyśmy się na paletki i lotki do badmintona. Jako że wszyscy poszli na boisko miałyśmy całą wolną salę tylko dla siebie.
Jak pisałam wyżej, była to luźna lekcja, na której bardzo przyjemnie mi się ćwiczyło.
Parę lat temu trenowałam badminton, miło było znów do tego wrócić, przypomniały mi się dawne czasy.
 Wróciłam do domu, prawie skończyłam kolejną książkę i zaczęłam pisać tego posta, a właściwie dokańczać (ponieważ zaczęłam go pisać podczas lekcji). Wyszedł mi on dość chaotycznie.
Myślę, że odrobina chaosu w naszym życiu jest nam potrzebna. Ciężko oprzeć się rutynie, jest ona zbyt pochłaniająca.
 Tydzień temu byłam z moją klasą na kręglach. To wyjście bardzo nad do siebie zbliżyło, było to miłe. Jednak w pewnym momencie podszedł do nas człek w dresie i z uniesionymi ramionami. Zaczął wykrzykiwać dość niemiłe słowa. Niegrzecznie rozkazał nam, bo nawet nie użył słowa "proszę", żebyśmy byli ciszej, ponieważ on z kolegami próbuje wypić piwo i porozmawiać.
To na moment zniszczyło humor wszystkim, nawet nauczycielkom, które całkiem nieźle sobie radziły. Jednak nie na długo. Po chwili znów wszyscy odzyskali ducha rywalizacji i uśmiech na ustach.
 W piątek, również z klasą, wybraliśmy się na Politechnikę Gdańską. Mimo, że byłam tam już kilka razy i kilkakrotnie widziałam to samo to uwielbiam to miejsce. Studenci są bardzo mili (z jednym nawet zrobiłam zdjęcie i pożartowałam). Panuje tam miła i naukowa energia.
 Wczoraj zaś byliśmy, ponownie klasowo, na festynie książki. Parę osób przebrało się za postacie z różnych czytadeł. Ja byłam Niną z powieści Anny Kańtoch "Tajemnica Diabelskiego Kręgu", a moja koleżanka za słynną Bukę z "Muminków" (dzieci wręcz od niej uciekały).


 I oto mój ostatni tydzień (i trochę więcej). Nie miałam pomysłu o czym napisać wiec pomyślałam "czemu by nie napisać czegoś o sobie?". I bum! Napisałam.

 Serdecznie zapraszam Was na mojego Instagrama, gdzie wrzucam zdjęcia różnych rzeczy. Ostatnio się trochę uaktywniłam i planuję codziennie coś dodawać. Więc jeżeli lubicie koty, herbatę i listy to możecie mnie zaobserwować. Nie musicie tego lubić, żeby to zrobić, ale tak czy siak będzi mi bardzo miło.


 To by było na tyle. Od następnego tygodnia posty będą pojawiać się regularnie (przyrzekam). Mianowicie w poniedziałki i czwartki.
Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Filozofie do kotleta... , Blogger