Skażeni

 Pobiegłam pod drzwi klasy, kiedy nauczyciel otwierał je. Zdążyłam w ostatniej chwili. Weszłam do pomieszczenia zdyszana, zajęłam swoje miejsce przy oknie w ostatniej ławce. Wyciągnęłam piórnik i książki, gdy nauczyciel położył kartkę papieru na mojej ławce. Cholera, zapomniałam o sprawdzianie. Od tego zależy moja ocena na koniec roku. Zerknęłam na kartkę, miałam grupę B, co wiązało się z mega trudnymi zadaniami i naukowym językiem.

 Nie zwlekając, sięgnęłam po długopis w żółwiki i zabrałam się do pisania. Pierwsze zadanie, drugie, trzecie... Przyszedł czas na ostatnie, z największą ilością punktów do zdobycia. Delta, pierwiastek, x, co? Nie byłam w stanie przypomnieć sobie ostatniej lekcji, a przecież to było! Skupiłam się najbardziej jak tylko mogłam. Poczułam dziwne mrowienie w okolicach skroni. Świat się zatrzymał, słyszałam tylko pulsującą krew w moich uszach. Otworzyłam oczy, wszystkie przedmioty, nie tylko moje, latały po sali. Byłam w niej jedyna.
 Wrzuciłam wszystko niedbale do plecaka, zarzuciłam bluzę i wyszłam z sali. Korytarz był pusty, słyszałam alarm przeciw pożarowy. To dla tego wszyscy uciekli – szepnęłam. Zamknęłam za sobą drzwi i założyłam plecak. Nagle obok mnie przebiegł chłopak z niezwykle jasnymi włosami, równie jasną karnacją, w bojówkach i czarnym T-shircie. Kiedy znalazł się na mojej wysokości poczułam zapach szpitala. Niespodziewanie chwycił za moją rękę i pociągnął za sobą.
- Ej! Co ty wyprawiasz?
- Ratuję ci tyłek – chłopak skręcił w boczny korytarz. Dopiero po chwili zauważyłam, że na lewej ręce ma skórzaną rękawiczkę. Ta sytuacja robiła się coraz dziwniejsza.
- Niby przed czym? – nagle zza rogu wyłoniło się monstrum. Na pierwszy rzut oka przypominało gigantyczną modliszkę, ale pozory mylą. Było to coś w rodzaju talerza z trzema patykami. W kabinie pod kopułą siedział zielonkawy facet z goglami spawalniczymi i psychopatycznym uśmiechem, który ukazywał ostre zęby.
- Paskudny…
 Niespodziewanie zielony szaleniec odpalił działko, z którego wyleciały niebieskie gluty. Jasnowłosy pociągnął mnie za sobą w kierunku wyjścia prowadzącego na boisko. Chłopkach już miał chwytać za klamkę, gdy wylądował na niej niebieski glut, rozpuściła się.
- Potrafisz zrobić to jeszcze raz?
- Niby co?
- To, żeby przedmioty latały – jemu wydawało się to takie oczywiste.
 Kiwnęłam głową. Nie miałam pojęcia, jak to zrobić, ale spróbowałam. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie coś w rodzaju tarczy. Otworzyłam oczy, blondyn nie miał rękawiczki, a wokół jego ręki krążyły iskierki. Popieścił prądem gigantyczną modliszkę. Zeskoczył, po czym maszyna zaczęła spadać na mnie. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam ręce prosto na nią. Nastawiona byłam na najgorsze. Ku mojemu zdziwieniu wokół mnie wytworzyła się ogromna fioletowa kopuła, a zielony facet wraz z swoim talerzem roztrzaskał się na niej.
- Nieźle nowa – chłopak chciał podejść bliżej, ale chyba zrezygnował, kiedy zobaczył, że modliszka nie ma połowy twarzy. Opuściłam ręce, byłam zdezorientowana.
 Jasnowłosy podbiegł do mnie, po drodze podnosząc swoje rękawiczki i zakładając je na ręce. Wyciągnął ku mnie dłoń, chwyciłam ją, a on znowu pociągnął mnie gwałtownie za sobą. Podeszliśmy do drzwi, blondyn jednym kopniakiem rozbił szybę w drzwiach i przez nią przeszedł. Zajęło nam to odrobinę dłużej niż się spodziewaliśmy, bo miałam problem z przejściem.
Wyszliśmy na zewnątrz. Powietrze było ciepłe i parne. Na boisku nie było nikogo, byłam tylko ja, Adele i on....
- Jak masz na imię?
- Oliwer - odparł delikatnie ściskając moją rękę. Poszliśmy w stronę lasu, nie wiedziałam, gdzie idziemy, ale wiedziałam, że wkrótce się dowiem.

Do zobaczenia!

8 komentarzy:

  1. świetne opowiadanie ! Ogólnie fajna muzyka do bloga :)
    http://twosuzi.blogspot.com/2015/06/moja-wieczorna-rutyna-twarzy.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam błąd - "Chłopakach już miał chwytać...". Ale to nic takiego. Bardzo się wciągnęłam w trakcie. Też bym chciała przeżyć coś takiego po tym, jak złapie mnie stres przy bardzo trudnym zadaniu (tak zwane zaćmienie), co mi się zdarza. =)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe opowiadanie! Na pewno tu jeszcze zawitam :)
    Zapraszam http://geniusneet.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulację :) Wygrałaś konkurs na moim blogu. Czekam na maila :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja nmg... to jest boskie...

    OdpowiedzUsuń
  6. masz ogromny talent! Nie zmarnuj go :) Piękne opowiadanie

    Zapraszamy do nas: http://double-dreamers.blogspot.com/2015/06/wait-for-holiday.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest trochę błędów, na przykład "zajęłam swoje miejsce przy oknie w ostatniej ławce przy oknie.", no i Oliwer w pierwszej "części" miał jedną rękawiczkę na lewej ręce a pod koniec dwie na obu, a przynajmniej tak zrozumiałam. Są jeszcze powtórzenia, dość dużo, nah. To nie hejt czy coś, po prostu ciekawie się zaczyna, a błędy - mimo, że nie wielkie i rzadkie - bolą. :y

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Filozofie do kotleta... , Blogger